Szycie idzie mi opornie, ciągle się wściekam, odstawiam na jakiś czas i znowu wracam.
Taka już ze mnie choleryczka :)
Po kilku niecenzuralnych słowach jakie padły z moich ust,
udało mi się uszyć pierwsze mini "dzieło" na nowej maszynie.
Ze skrawków materiału, z którego szyłam poduszki, zrobiłam woreczek.
Na razie nie wiem na co mi on, no ale jak już jest to coś się wymyśli :)
A tak spędzam dzisiejszy dzień łapiąc trochę słońca :)
Pozdrawiam gorąco,
Nie poddawaj sie! Nieraz klnę jak szewc kiedy coś nie wychodzi:)))
OdpowiedzUsuńNie poddam się, za dużo ładnych rzeczy u Was na blogach wypatrzyłam :D
UsuńKojarzę ten wzór na materiale :D Chyba wiem gdzie go kupiłaś :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Violetta :)
Ikea :P
UsuńSama nie raz jak szyję, to się wściekam masakrycznie jak mi nie wychodzi :D Ale powoli i oby do przodu ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, ćwiczenie czyni mistrza :) tylko gdzie ta cierpliwość...
Usuńa mi się zawsze zdawało,że szycie to uspokajające zajecie :-) w każym razie woreczek wyszedł Ci pięknie :-)
OdpowiedzUsuńDla mnie chyba nie ma dziedziny, która by mnie uspokajała, a przydałoby się bo ciężko się ze mną żyje czasami :)
UsuńWoreczek wyszedł Ci uroczy:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
Usuń